W ten wrześniowy dzień 1440 roku mieszkańcy Bretanii przeżyli szok, świat zdawał im się walić z posad. Aresztowano barona Gillesa de Rais, człowieka niewiarygodnie bogatego, budzącego najwyższy podziw we Francji. Oskarżono go o świętokradztwo, uprawianie czarów i rytualne morderstwa, popełnione jakoby na małych dzieciach. Nawet na prześwietnym, ekstrawaganckim dworze piętnastowiecznej Francji niewiele było karier mogących równać się z błyskotliwą karierą Gillesa. Gilles de Rais walczył u boku Joanny d’Arc przeciwko Anglii. Mając zaledwie dwadzieścia cztery lata, został mianowany marszałkiem. Był dziedzicem Bretanii, największego okręgu administracyjnego Francji. Należał do najbogatszych ludzi w kraju. Pod względem liczby i przepychu pałaców, które posiadał, mógł się równać jedynie z samym królem. I oto nagle spadł cios. Gillesa uwięziono, a jego oskarżyciele twierdzili, że utrzymywał w domu włoskiego szarlatana Francesco Perlatiego. Z jego pomocą jakoby porwał i zamordował ponad sto czterdzieścioro dzieci. Z ich krwi, jak twierdzono, Gilles i Perlati sporządzali czarodziejski napój. Gilles pił go i dzięki temu stawał się niepokonany, zawsze silniejszy od wrogów.
21 października baron przyznał się do wszystkich zbrodni, które mu zarzucano. W wyjaśnieniu podał, że kierowała nim żądza zaspokojenia dręczących go namiętności. Powiedział na końcu: – Oświadczam, że był to jedyny powód mojego postępowania. Czyż nie wyjawiłem wystarczająco dużo, aby skazać na śmierć dziesięć tysięcy ludzi?